Smocze Drzewo

W cieniu del Teide, czyli „nasza” Teneryfa – część pierwsza (Smocze Drzewo)

Po ponad pięciu godzinach lotu wylądowaliśmy na lotnisku Aeropuerto Reina Sofia (Port Lotniczy Aeropuerto de Tenerife Sur) na Teneryfie. Asysta (o kodzie WCHC już Kamil pisał) czekała już na nas i bardzo sprawnie wysiedliśmy z samolotu. Czekał nas już tylko odbiór samochodu i mogliśmy pojechać do Costa del Silencio, gdzie mieliśmy mieszkać w Aparthotel Parque Don Jose zarezerwowanym przez portal booking.com. Hmmm… wydawało się, że pójdzie gładko… Czekało na nasz Smocze Drzewo, wulkan, czarne plaże i wiele więcej.

Pierwszy problem (auto)

Samochód wypożyczaliśmy jeszcze w Polsce przez rentalcars.com, które bardzo polecam ze względu na kompetencje i wysoką jakość obsługi. Poza pomocą w wypożyczeniu, wykupiliśmy też dodatkowe ubezpieczenie, a ponadto konsultanci (kiedy dowiedzieli się, że wypożyczam samochód po raz pierwszy) uczulili mnie na wszystkie rzeczy, na które powinnam zwrócić uwagę przy odbiorze i zwrocie auta. Polecili mi też wykonanie zdjęć z zewnątrz i wewnątrz (w tym ilość kilometrów, paliwa itp.), żeby potem uniknąć ewentualnych nieporozumień z wypożyczalnią Goldcar rental. To wszystko było jednak jeszcze w Polsce, gdzie za samochód w grupie D (5 drzwi, ford focus lub podobny) na tydzień, włącznie z ubezpieczeniem i drugim kierowcą zapłaciliśmy około 950 złotych. A na Teneryfie…

Wypożyczalnie na Aeropuerto de Tenerife Sur znajdziecie bez problemu, gdyż znajdują się na samych przylotach i generalnie obsługa mówi po angielsku lub hiszpańsku. Pokazałam rezerwację, poproszono mnie o prawo jazdy i dowód i wszystko przebiegało bez zarzutu do momentu, w którym pani z wypożyczalni Goldcar rental powiedziała mi o konieczności wykupienia ubezpieczenia za 67 euro. Nie pomagały tłumaczenia, że już mam ubezpieczenie wykupione w Polsce. Pani twierdziła, że to ubezpieczenie nie działa na Teneryfie i że jeżeli stanie się cokolwiek to obciąży mój zablokowany na karcie depozyt w wysokości 800 euro. O tym informowano nas w rentalcars, więc już wiedziałam, że wcale nie muszę wykupywać ubezpieczenia na Teneryfie. Następnie pani z Goldcar rental zaskoczyła mnie tym, że muszę zapłacić za pełen zbiornik paliwa (110 euro), chociaż w umowie najmu było napisane „odbiór z pełnym i zwrot z pełnym bakiem” i tu znowu miałyśmy dyskusję, która całe szczęście zakończyła się osiągnięciem porozumienia i mogliśmy iść na parking po samochód. Parking znajduje się dokładnie naprzeciwko lotniska i jest dobrze oznakowany, więc nie było problemów ze znalezieniem naszego Citroena C4, bo taki się nam dostał. I tu wskazówka dla osób niepełnosprawnych: moi drodzy Citroen C4 ma masakrycznie małe przednie drzwi, więc dostanie się do środka graniczy z cudem. Jak sobie z tym poradzić? Są dwa sposoby: pierwszy poprosić kogoś o pomoc (my byliśmy na Teneryfie z moim bratem i bratową, więc z kłopotami, ale się udało) i drugi: jeszcze w Polsce zaznaczyć, że potrzebujecie konkretnego modelu auta (tak jak my wybraliśmy forda focusa), bo okazuje się, że można w uzasadnionych przypadkach poprosić pośrednika o konkretny model (o czym dowiedziałam się już po powrocie, więc nie popełnijcie mojego błędu). Dotarliśmy na parking i zobaczyliśmy nasz środek lokomocji.

samochód na Teneryfie

Było już koło godziny 22:00 lokalnego czasu (godzina wcześniej niż Polsce), więc zapakowaliśmy się do naszej C-czwórki i ruszyliśmy do Costa del Silencio w poszukiwaniu Aparthotel Parque Don Jose (GPS’a wzięliśmy swojego z Polski dla ułatwienia).

Jeśli interesują Cię atrakcje na Teneryfie to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.

Problemy się mnożą (Aparthotel Parque Don Jose)

W tę litą kanaryjską noc dotarliśmy do Costa del Silencio i po jakimś czasie znaleźliśmy nasze zakwaterowanie. Problemy? Dopiero miały się zacząć. Pierwszym było to, że Aparthotel Parque Don Jose był na głucho zamknięty i nie było szans dostać się do środka, co wywołało w nas niemałą konsternację. Ale co tam – zadzwoniłam do managera – pana Aleksandra, który powiedział, że zaraz jego pracownik nam otworzy. Rzeczywiście po jakimś czasie (czekanie na zewnątrz nie było niemiłe, bo panowała przyjemna temperatura około 17 stopni na plusie) drzwi się otworzyły i powitała nas hiszpańskojęzyczna para, która kazała nam za sobą podążać (tyle zrozumiałam). Ale kiedy okazało się, że nasza podróżnicza brygada ma się rozdzielić na dwa pokoje, zamiast zarezerwowanego jednego apartamentu z dwoma sypialniami, to nerwy zaczęły mi puszczać. Kolejny telefon do managera uświadomił mi, że na tę noc musimy zgodzić się na jego warunki, gdyż podobno booking.com zbyt późno poinformował go o zmianie w rezerwacji (którą robiliśmy tydzień przed wylotem). Razem z Kamilem ruszyliśmy za mężczyzną, kiedy okazało się, że nasz przystosowany hotel ma podjazdy, a jakże miałby nie mieć… szkoda tylko, że strome jak sam szczyt wulkanu El Teide i w takiej ilości, że po tygodniu w takim miejscu moje bicepsy rozrywałyby mi rękawy wszystkich bluzek (dobrze, że był mój brat :)).

podjazdy w hotelu

Zaczęły ponosić nas nerwy, a i zmęczenie nie pozostawało bez wpływu na naszą psychofizyczną kondycję. Dlaczego? A dlatego, że nauczeni wydarzeniami naszych przeszłych podróży potwierdzaliśmy i to przez booking.com, że Aparthotel Parque Don Jose jest miejscem w 100% dostosowanym do potrzeb osób niepełnosprawnych, a tu taka niemiła niespodzianka. Po dotarciu do naszego dwuosobowego apartamentu pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę był próg do wejścia na taras (tak się wchodziło do mieszkania), ale przełknęłam gorzką uwagę, żeby nie podgrzewać i tak gorącej już atmosfery.

próg w hotelu

W środku okazało się, że w sypialni zamiast jednego podwójnego łóżka, są dwa pojedyncze, które można było zsunąć, więc to jakoś nie wpłynęło na nas negatywnie. Sam apartament i hotel był bardzo ładny (na tyle, na ile można dostrzec to po ciemku), ale mimo to postanowiliśmy skontaktować się z bookingiem, bo nie wyobrażałam sobie codziennego pokonywania podjazdów o takim kącie nachylenia. Nasz hiszpański przewodnik powiedział co prawda, że gdzieś jest jakaś boczna bramka, którą w końcu udało mi się znaleźć i rzeczywiście wyjście na ulicę było na płasko. Tymczasem Kamil postanowił się umyć po podróży i to był ostatni gwóźdź do trumny. Drzwi do łazienki miały 60 cm szerokości, a jego wózek prawie 70 cm. Nie mógł dostać się do łazienki i to był ta kropla, która przelała czarę goryczy.

łazienka w pokoju

Złapał za telefon i dzwonił, i dzwonił, i się nie mógł dodzwonić na polską infolinię serwisu booking.com, więc połączył się z oddziałem międzynarodowym i oddał mi słuchawkę, bo mój angielski jest nieco lepszy niż jego. Kiedy wyjaśniałam sympatycznemu konsultantowi nasze problemy, ten z coraz większym przerażeniem zapewniał, że się tym zajmą, a kiedy usłyszał o podjazdach i drzwiach do łazienki – zamilkł na chwilę i nie bardzo chyba wiedział, co mi powiedzieć. Tymczasem wybiła już 1:00 w nocy i skontaktowanie się z managerem było po prostu niemożliwe. Poproszono nas zatem byśmy przespali tę jedną noc tak, jak jest, a rano będą się tą sprawą zajmować dalej. Byliśmy już bardzo zmęczeni, więc z wdzięcznością powitałam jedzenie, które zorganizowali nasi współtowarzysze podróży i poszliśmy spać. Jak skończyła się ta sytuacja? Otóż następnego dnia walka trwała do wieczora. Manager Aparthotel Parque Don Jose z jednej strony tłumaczył się tym, że Kamil ma za szeroki wózek (co nie jest prawdą), a drugiej starał się nam pomóc. Woził mnie po jakichś innych hotelach, podczas gdy w bookingu nad naszą sytuacją pracowały już cztery osoby i nie było widać szczęśliwego zakończenia tej sytuacji. Okazało się, że we wszystkich apartamentach w Costa del Silencio i pobliskim Las Galletas nie ma szans, by Kamil dostał się do łazienki. Uwierzcie, że w końcu zaczęliśmy się z tego śmiać, bo podróż na Teneryfę nie tak miała wyglądać a tu pierwszego dnia, razem z moją bratową, zwiedzałyśmy głównie łazienki i mierzyłyśmy drzwi. W końcu sami wpadliśmy na rozwiązanie, bo szkoda nam było już i tak straconego dnia. Mieliśmy dostać apartament z rozkładaną sofą w salonie, klucze do recepcji, gdzie była łazienka dla niepełnosprawnych, rekompensatę 50 euro oraz darmowy dostęp do Internetu na cały pobyt. Wymogłam jeszcze pilota do drzwi wejściowych, bo poinformowałam booking, że podjazdy są nie do przejścia. Na tym też stanęło. Nie był to szczyt marzeń, ale wszyscy się na to zgodziliśmy i ostatecznie mogliśmy rozpocząć nasz pobyt.

Goha na Teneryfie

Dodam na koniec tylko tyle, że woda w łazience dla niepełnosprawnych była tylko zimna. :/ Ale mamy zdjęcia i filmy z całego tego dnia, które obiecaliśmy wysłać do serwisu booking.com, żeby ułatwić zadanie innym niepełnosprawnym. Postanowiliśmy nie przejmować się tym, na co już nie mieliśmy wpływu i zacząć naszą kanaryjską przygodę w dobrych nastrojach.

Pierwsze spotkanie z wulkanem del Teide

Po przespanej nocy postanowiliśmy zdobyć Pico del Teide, który był od nas niecałe 50 km. Zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w kierunku Parku Narodowego del Teide. Tu muszę powiedzieć Wam jedno – odległości na Teneryfie nie warto mierzyć kilometrami, a czasem jaki trzeba poświęcić na pokonanie trasy. Dlaczego? Bo jest bardzo kręto i wspinać się trzeba wysoko.

Teide

Osobom niepełnosprawnym polecam otworzyć zawory poduszek, bo mogą pęknąć w związku ze zmianą ciśnienia (z Kamila poduszki zrobił się niezły balon). To co równie ważne, ubierajcie się na cebulę, bo choć na dole było przyjemne 20 stopni, to jak wjeżdża się w chmury – temperatura spada do jakichś +7, jest wilgotno i często wieje. Jadąc w stronę Teleferico del Teide (kolejka na szczyt), zatrzymywaliśmy się by podziwiać porywające widoki, więc doświadczaliśmy tych zmian klimatycznych na własnej skórze, czasem dosyć dotkliwie. Jednak niesamowity krajobraz, niczym z filmu o księżycu wynagradzał wszystko. Po ponad godzinie dojechaliśmy do kolejki (wysokość 2356 m. n.p.m.), przy której są zlokalizowane miejsca dla osób niepełnosprawnych. Wysiedliśmy z samochodu, udaliśmy się do kasy i dowiedzieliśmy się, że nie wjedziemy z Kamilem na górę. Czy byłam rozczarowana? O i to jak! Wytłumaczono nam jednak, że na górnej stacji (3555 m. n.p.m.) wiatr wieje z prędkością 50 km/h i jest +2 stopnie. Względy bezpieczeństwa nie pozwalają osobie niepełnosprawnej wjechać na górę, bo zachodzi ryzyko, że kolejka nie będzie mogła zjechać na dół i trzeba będzie schodzić pieszo, co dla Kamila byłoby niemożliwe.

pod kolejką Teide

Dostaliśmy numer telefonu do informacji i uśmiech na pożegnanie. Postanowiliśmy zrobić sobie zdjęcie i poszukać atrakcji gdzie indziej, mając nadzieję, że znajdziemy dzień, w którym wiatr pozwoli nam wjechać na górę.

W drodze na drugą stronę wulkanu zatrzymywaliśmy się kilkukrotnie i na jednym z takich postojów postanowiłam pozostawić po nas ślad 🙂

RobiMy Podróże
pobierz darmowy Przewodnik poo Teneryfie

Smocze Drzewo (Del Drago)

Nieco niepocieszeni wyruszyliśmy na północ w kierunku Icod de los Vinos, gdzie chcieliśmy znaleźć słynne Smocze Drzewo (Del Drago). Wyspa jest świetnie oznaczona, więc dotarliśmy bez problemów, chociaż w pewnym momencie, po przejechaniu pod jakimś mostem, droga z asfaltowej zmieniła się w kocie łby, przed maską biegały nam kury i inne ptactwo, a dalej nie wolno było już jechać samochodem. Zdecydowanie nie wyglądało to jak miejsce gdzie ma stać słynne Smocze Drzewo.

Smocze Drzewo droga

Wysiadłam w nadziei, że kogoś zapytam, czy dotarliśmy na miejsce i w istocie dotarliśmy do parku, którego główną atrakcją było Smocze Drzewo. Krajobraz, jak z baśni Andersena, zupełnie zawładnął moim sercem i duszą. To miejsce jest tak dalekie od współczesności, że człowiek po prostu chce się tam zatrzymać i to wcale nie na chwilę. Nareszcie coś miało nam się udać tego dnia. Wstęp do parku, gdzie znajduje się Smocze Drzewo, kosztował 5 euro, przy czym osoba niepełnosprawna wchodzi za darmo. Na dostosowanie w tym miejscu nie liczcie za bardzo, bo jest ciężko ze względu na nawierzchnię (bruk, kamienne połamane płyty, strome podjazdy i schody), ale jak to mówią dla chcącego nic trudnego i Kamil zobaczył Smocze Drzewo dzięki nieocenionej pomocy mojego brata.

Smocze Drzewo wejście
podjazdy Smocze Drzewo

Samo Smocze Drzewo od 1917 roku uznane jest za pomnik. Cały Parque Del Drago koncentruje się wokół niego. Sam park jest niezwykle fascynujący, każda roślina w nim ma znaczenie i swoją historię, są tu miejsca, gdzie można posiedzieć i zrelaksować się chłonąc atmosferę tego miejsca, poobserwować Smocze Drzewo. I wiecie co? Znalazłam tu jaskinię, która okazała się grobowcem, i do której oczywiście weszłam z latarką i aparatem błądziłam jej korytarzami kilka cudownych chwil zanim wróciłam do Kamila, był tam gdzie Smocze Drzewo.

Wróćmy na chwilę do samego Del Drago.

jaskinia Teneryfa
Smocze Drzewo Teneryfa

Z drzewa kapie czerwony sok, a w pobliskim sklepie można skosztować i zakupić likier robiony właśnie z tego soku, który daje Smocze Drzewo, co oczywiście uczyniliśmy. Sam sklep i jego właściciele są uroczymi, pomocnymi ludźmi, którzy przyjęli nas jak starych przyjaciół.

sklep Smocze Drzewo

Polecam Wam zatrzymanie się w tym miejscu, a jeżeli znajdziecie trochę czasu pozwiedzanie samego Icod de los Vinos, które jest równie ciekawe. Icod de los Vinos zostało założone w 1501 roku i swoją nazwę uzyskało od słynnych win, szczególnie od produkowanego tu wina Malmsey. Największy rozkwit miasteczka datuje się na XVI wiek, ze względu na uprawianą tu trzcinę cukrową i wspomnianą już produkcję wina oraz innych pochodnych rosnących tu roślin. Jako potwierdzenie historii Icod de los Vinos wiele tu jest zabytków takich jak Iglesia de San Marcos czy Klasztor Św. Franciszka. To tu udało nam się posmakować dżemu z kaktusa, likieru ze smoczego drzewa, czy kanaryjskich bananów, bananowego rumu, mnogości lokalnych przypraw czy miodu z trzciny cukrowej. Z pewną niechęcią opuszczaliśmy Parque del Drago, ale ściemniało się i zaczęło padać, a poza tym nadszedł czas na jakiś obiad, gdyż duch był mężny i ciekawy, ale ciało domagało się swoich praw.

The Savoy – Playa Las Americas

Dzień był męczący, bo okazało się, że wobec nieudanej próby wjechania na wulkan del Teide, ruszyliśmy na północny zachód i żeby wrócić do domu objedziemy całą zachodnią stronę wyspy po bardzo krętych drogach. Kiedy dotarliśmy do Playa de la Americas, było już ciemno. Głodni zasiedliśmy w restauracji The Savoy, do której zaprosił nas bardzo komunikatywny kelner. Każdy z nas zamówił coś innego. Ja miałam ochotę na rybę. Kamil natomiast postanowił posmakować paelli będącej tu typowo kanaryjskim daniem. Już samo jej podanie było bardzo widowiskowe i tak z winem w ręku i doskonałą obsługa delektowaliśmy się posiłkiem i rozmawialiśmy z kelnerami, którzy twierdzili, że ich dom jest naszym domem. Było tak miło, że poprosiliśmy o „rodzinne zdjęcie”, ze zrobieniem którego oczywiście nie było problemów.

The Savoy

Koszty? Hmm… za kolację dla czterech osób, butelkę domowego wina i deser zapłaciliśmy około 90 euro, więc nie najtaniej, ale i nie najdrożej, a atmosfera tego miejsca, ludzie i smak jedzenia bezcenne. Naprawdę warto. Tymczasem nadszedł czas pożegnania się z The Savoy i powrotu do Costa del Silencio. Kiedy zostałam na chwilę sama na zewnątrz, zaczepił mnie czarnoskóry handlarz wszystkim i kiedy odmówiłam zakupu torebek, pasków zegarków i okularów, przeszedł do marihuany, amfetaminy i LSD i dopiero po kilku chwilach dał się przekonać, że źle trafił. Tak mnie to rozśmieszyło, że opowiedziałam ten epizod wszystkim i w doskonałych humorach wracaliśmy do naszego tymczasowego domu, czekając, co przyniesie nowy dzień…

Zapraszam na kolejną część relacji z naszej wyprawy – W cieniu del Teide, czyli „nasza” Teneryfa – część druga (Loro Park i czarne plaże).

Nasz film z Teneryfy, w którym pokazujemy też Smocze Drzewo

Zapraszamy na nasze grupy

Samochodem do Chorwacji
Samochodem do Chorwacji
Podróże niepełnosprawnych
Niepełnosprawni podróżują
Urlop w Chorwacji
Urlop w Chorwacji
Toskania grupa
Toskania
Singapur grupa
Singapur
Wszystkie treści masz od nas za darmo! Możesz się nam odwdzięczyć wirtualną kawą.

Podobne wpisy

3 Komentarzy

  1. W hotelach sieci starwood w pokojach dostosowanych jest mnóstwo błędów i przeszkód które można tymczasowo usunąć,np.wieszak na ręczniki który uniemożliwia korzystanie z umywalki,ale zasady wystroju pokoi sprawiają że takie zmiany nie są dozwolone. Pewne starsze małżeństwo przez tydzień korzystało z łazienki w spa bo ich łazienka zupełnie nie nadawała się do użytku przez osobę na wozku

    1. W wielu hotelach jest masa niedociągnięć. Mi się zdarzyło tylko raz nocować w hotelu dostosowanym perfekcyjnie. Można było nawet wybrać pokój z łóżkiem podwójnym, co zdarza się baaardzo rzadko! Tak jakby osoba niepełnosprawna z definicji musiała być samotna.
      Co do naszego hotelu na Teneryfie to też korzystałem z łazienki w lobby, bo do tej w pokoju nie mogłem wjechać – drzwi 60cm (pokazane na zdjęciu). W lobby była tylko zimna woda, więc pobudka była błyskawiczna. 🙂

      My za każdym razem staramy się jakoś uświadamiać obsługę hotelu i firmę pośredniczącą w rezerwacji. Jednak czy to przynosi jakiś efekt? Wątpię, ale dużo więcej zrobić nie możemy.

  2. Podziwiam Was za dotarcie do Parku Smoczego Drzewa. Jestem osobą pełnosprawną, a stromizny w Icod de los Vinos tak mnie przeraziły, że w popłochu zwiałam w połowie drogi (citroen C2). Byliśmy w autku w piątkę i nie miało ono po prostu siły nas ciągnąć w górę, hahaha.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgodnie z RODO musisz się zgodzić na dodanie komentarza i przesłanie wpisanych danych
Ten formularz gromadzi Twoje imię, adres e-mail, adres strony www i treść, dzięki czemu komentarze mogą funkcjonować na tej stronie. Aby uzyskać więcej informacji, zapoznaj się z naszą polityką prywatności, gdzie uzyskasz więcej informacji o tym, gdzie, jak i dlaczego przechowujemy Twoje dane.
Nie wykorzystujemy danych wpisywanych podczas komentowania do celów marketingowych (np. wysyłka newslettera).