Kaliningrad w jeden dzień

Kaliningrad w jeden dzień

Tegoroczny maj przyniósł nam dwie „majówki”. Pierwsza z nich to ta standardowa w okolicach święta pracy, flagi i Konstytucji 3-go Maja, natomiast druga powstała, ponieważ Boże Ciało wypadło w tym roku w maju. I właśnie część tej drugiej, wspólnie z Gohą, postanowiliśmy spędzić w kraju, o którym mawia się, że jest stanem umysłu, czyli w Rosji. Goha do Rosji jechała pierwszy raz, dlatego aby całkowicie nie zmienić stanu jej umysłu postanowiliśmy ograniczyć wyjazd jedynie do zwiedzenia Kaliningradu.

Granica jak za starych czasów

Na granicę Polsko-Rosyjską w Grzechotkach dotarliśmy późnym wieczorem w środę. Mieliśmy swój prosty plan do zrealizowania: szybko przekroczyć granicę i jeszcze przed północą dotrzeć do hotelu. Niestety, jak to często bywa, życie ułożyło swój scenariusz. Po dotarciu na granicę okazało się, że czeka nas minimum trzygodzinna kolejka w otoczeniu Passatów, a do tego drobiazgowa kontrola (szczególnie polskich służb).

Pozwolę sobie w tym miejscu na krótką ocenę kontroli w wykonaniu polskich i rosyjskich służb celnych. Przepaść jest niesamowita, o dziwo na korzyść Rosjan. Polscy granicznicy, szczególnie na wyjeździe z Rosji, traktują swoich rodaków tak, jakby przemycali co najmniej tonę uranu. Ja odniosłem takie wrażenie jakby nim zobaczą paszporty, już byli nastawieni, że coś przemycasz. Atmosfera bardzo niefajna. Natomiast u Rosjan wszystko jest na spokojnie, bez stresu i niepotrzebnego napięcia.

Być może wielu z Was odwykło od granic z paszportami i wizami, więc pokrótce opiszę Wam jak cała procedura wygląda. Podjeżdżając na Polską część granicy, gdy już odstoicie swoje w kolejce VW’ów, do kontroli wjeżdżacie na wyraźne zaproszenie strażnika. Gdy już się znajdziecie w strefie kontroli kierowca podaje strażnikowi paszporty, dowód rejestracyjny i ubezpieczenie samochodu. Po szybkim sprawdzeniu dokumentów kontrolujący Was celnik oddaje dokumenty do okienka je weryfikującego, a sam ogląda samochód (trzeba otworzyć wszystkie drzwi, schowki i ewentualnie torby). Jeśli jest wszystko ok, to odbieracie dokumenty z okienka weryfikacji i jedziecie dalej. Następnym krokiem jest wstępna kontrola wiz rosyjskich. Paszporty, najlepiej otwarte na stronie z wizą (wizę trzeba wyrobić przed wyjazdem), należy okazać urzędnikowi przy małej budce ze szlabanem. Jeśli są ok to udajecie się dalej w kierunku rosyjskiego przejścia granicznego. Tutaj znów czeka Was przymusowy postój w kolejce.

Teraz bardzo ważna rzecz. Podjechać do kontroli paszportowej możecie dopiero jak rosyjski granicznik jasno Wam to wskaże białą pałką (podobnie jak w Polsce). Nie jest jakimś wielkim przestępstwem podjechać na własną rękę, ale po co narażać się na niezadowolenie celników? W Rosji jest tak, że nawet Pani wydająca papier toaletowy w publicznej toalecie jest szefem w swoim miejscu pracy, jest tam najważniejsza i czy komuś się to podoba czy nie, trzeba się jej słuchać. Koniec i kropka. Podobnie jest na granicy. Ten strażnik machający wspomnianą wcześniej pałką jest w tym miejscu szefem i trzeba wykonywać jego polecenia. Rosjanie lubią czuć się ważni i mieć jasno postawioną hierarchię dowodzenia, z tego co pamiętam zaczerpnęli to od Mongołów.

Gdy już biała pałka wskaże Wam drogę podjeżdżacie do pierwszego okienka, do którego udać się muszą wszyscy pasażerowie wraz ze swoimi paszportami, a kierowca z dokumentami pojazdu (pamiętajcie o zielonej karcie). To właśnie tu następuje rzeczywista kontrola paszportowa. Dodatkowo, podczas kontroli, musicie okazać specjalny papier określający dane pojazdu, informację o kierowcy i czy wwozicie ponad 10 000 dolarów. Deklarację w języku polskim znajdziecie tu. Wydrukować i wypełnić w dwóch egzemplarzach należy jedynie dwie pierwsze strony i najlepiej zrobić to jeszcze przed wyjazdem, aby odprawa zajęła mniej czasu (wzór wypełnienia deklaracji). W tym miejscu kontrolujący Was urzędnik wsadza do paszportu karteczkę, której nie możecie zgubić. Jest ona Wam potrzebna przy ewentualnej kontroli na terytorium Rosji jak i przy wyjeździe z Federacji. Taką samą sytuację zaobserwowaliśmy przekraczając granicę w Chinach.

karteczka z granicy

Co do osób niepełnosprawnych, to nie muszą one wychodzić z samochodu. Wystarczy celnikowi pokazać paszport osoby niepełnosprawnej i powiedzieć „inwalida”. Wtedy granicznik przespaceruje się do samochodu, aby skontrolować tożsamość osoby niepełnosprawnej.

Jeśli przejdziecie kontrolę paszportową, podobnie jak miało to miejsce po polskiej stronie, należy rosyjskiemu celnikowi pokazać samochód, czyli otworzyć wszystkie drzwi i schowki. Jak wszystko jest ok, to podjeżdżacie do kolejnego okienka gdzie należy wypełnić ankietę opisującą m.in. cel podróży. Problem w tym, że ankieta jest wyłącznie w języku rosyjskim i dla osoby nieznającej tego języka, może być nie lada problemem. Nam w jej wypełnieniu pomógł znający rosyjski, towarzyszący nam kolega Krzysztof, za co wielkie mu dzięki. Gdy już uporacie się z ankietą pełnoprawnie wjeżdżacie na terytorium Federacji Rosyjskiej.

Przy przekraczaniu granicy w drugą stronę jest tak samo tylko na odwrót :), no może poza dwoma rzeczami: nie wypełniacie ankiety i Polska kontrola jest dużo bardziej szczegółowa.

Passaty na stację, a my do Kaliningradu

Tuż po przejściu granicy dziesiątki Passatów zmierzają prosto ku trzem najbliższym stacjom benzynowym (można na nich wymienić walutę) i tak po 4 kilometrach jedziemy już pustą, bardzo dobrej jakości drogą wprost do Kaliningradu. Dojazd do Kaliningradu zajął nam około pół godziny, niestety odnalezienie hotelu około godziny, głównie ze względu na remonty i towarzyszące im objazdy. Na miejsce udało nam się dotrzeć ciut przed pierwszą. Byliśmy już bardzo zmęczeni. Niestety przed wejściem do hotelu Navigator czekał na nas bardzo stromy podjazd (hotel dostosowany wg Booking.com), którego nie pokonalibyśmy bez pomocy.

podjazd hotel Navigator

Po udanej wspinaczce udaliśmy się do recepcji i tu spotkała nas pierwsza styczność z tym, że w Rosji to, co napisane nie zawsze jest prawdziwe. Na stronie hotelu w Booking.com było napisane, że obsługa mówi w języku rosyjskim i angielskim, mnie natomiast w recepcji spotkał taki dialog:

Ja: Good evening, do you speak English?
Recepcjonistka: Da
Ja: Ok. So, we’ve reservation at your hotel etc
Recepcjonistka: Da… (i tu szybki monolog po rosyjsku)

Serio? Czy ktoś z Booking.com sprawdza informacje podawane przez hotel?

Na szczęście znów z pomocą nadszedł Krzysztof, który załatwił wszystkie formalności za nas i wskazał nam drogę do pokoju. Pokój (o problemach z nim związanych przeczytacie na naszym facebooku) okazał się bardzo duży, więc wygodny dla osoby na wózku inwalidzkim. Minusem był mały próg na wejściu i niedostosowana łazienka, jednak była ona na tyle duża, że dałem radę :).

pokój superior hotel Navigator Kaliningrad
pokój superior hotel Navigator Kaliningrad sypialnia
pokój superior hotel Navigator Kaliningrad łazienka

Nie potrzebowaliśmy wiele żeby zasnąć, choć rosyjskie CSI w telewizji było całkiem fajne.

Z naszymi towarzyszami i przewodnikami wycieczki, Krzyśkiem i jego żoną Iriną oraz Przemkiem umówieni byliśmy na 9 rano. Przeczucie jednak nam mówiło, że się spóźnią także po szybkim wymeldowaniu, udaliśmy się do hotelowej restauracji coś zjeść i do końca się obudzić mocną kawą. Korzystając z mojej lichej znajomości rosyjskiego i menu w wersji obrazkowej zamówiłem nam po omlecie i kawie.

omlet na śniadanie w Kaliningradzie

Jak możecie zobaczyć było się czym najeść i teraz najlepsze: za te dwa duże, pyszne omlety i trzy kawy (Goha wypiła dwie) zapłaciliśmy 500 rubli, czyli około 30 zł. Fajnie, nie?

Ciekawostką jest to, że praktycznie wszędzie, czy to w hotelach czy restauracjach można się natknąć na zdjęcia Putina. Wyobrażacie sobie taką sytuację w Polsce? Bo ja nie. W naszym hotelu nie było inaczej, Prezydent Federacji dumnie wisiał na ścianie.

Putin

Podbijamy Kaliningrad

Po spotkaniu, ze spóźnionymi :), Iriną, Krzysztofem i Przemkiem szybko wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w miasto. Z racji na to, że Irina od lat mieszka w Kaliningradzie, a Krzysiek jako jej mąż bardzo często tu bywa w 100% oddaliśmy się w ich ręce.

Pierwsze kroki w naszej Kaliningradzkiej przygodzie poprowadziły nas na ogromny rynek. Według naszych przewodników jest to absolutne must see w Kaliningradzie. Nie mylili się. Rynek jest ogromny i można kupić tu praktycznie wszystko. Najciekawszymi miejscami na rynku są stoiska z nabiałem, rybami i wyrobami kiszonymi.

rynek w Kaliningradzie

Serio, możecie tu spróbować i kupić wyjątkowo pyszne rzeczy, których w naszym kraju nie znajdziecie. A co najważniejsze wszystko jest świeże! Po zakupach spożywczych udaliśmy się do części odzieżowej. Właśnie tu kupiłem sobie coś czego w Polsce na 110% nie dostaniecie, koszulkę z wizerunkiem Mr Presidenta :).

Mr President

Kaliningradzkie nadbrzeże

Po leniwym odwiedzeniu pozostałych zakamarków tego wielkiego sklepu udaliśmy się do samochodu, aby ruszyć w kierunku rzeczy, na którą najbardziej czekałem – „kosmicznego statku”. Po drodze nad kaliningradzkie nadbrzeże mijaliśmy wiele ważnych dla Rosjan pomników, placów czy budynki rządowe, a wśród nich siedzibę FSB. Ta kilkunastominutowa trasa ukazała nam jak duży jest Kaliningrad i jak duży panuje w nim ruch. Niczym nie różni się on od dużych europejskich miast. Są reklamy, neony, piękne budynki, blokowiska i nieustannie, w tylko sobie znanym celu, pędzący ludzie. Mnie jednak mniej interesowało to co się dzieje po drodze ponieważ cała uwagę skupiałem na „kosmicznym statku”, który miałem zaraz zobaczyć. W końcu dotarliśmy na miejsce. Pośpiesznie wysiadłem z samochodu i moim oczom ukazał się ogromnych rozmiarów samoloto-statek.

samolot statek Kaliningrad

Był on ogromny i całkowicie nie ogrodzony. Można było do niego podejść, dotknąć i chyba nawet wejść do środka. Tuż obok tego monstrualnych rozmiarów samolotu stała łódź podwodna B-413, którą po wcześniejszym kupieniu biletów można było zwiedzić. Niestety wejście do łodzi nie jest dostosowane do osób poruszających się na wózkach inwalidzkich.

łódź podwodna Kaliningrad

Tuż obok tych dwóch powietrzno-wodnych atrakcji znajduje się pierwszy budynek Muzeum Oceanu w Kaliningradzie. Z zewnątrz wyglądał na dostosowany, jednak my zrezygnowaliśmy z wchodzenia do środka na rzecz jak najszybszego „dostania się do kosmosu”. Po krótkim spacerze nadbrzeżem naszym oczom ukazał się statek naukowo-badawczy Kosmonavt Viktor Patsayev.

Kosmonavt Viktor Patsayev Kaliningrad

Ten ponad 120 metrowy statek za czasów istnienia Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich służył do kontaktu ze statkami kosmicznymi. Miał on znaczący wpływ na rosyjską eksplorację kosmosu. Niestety podczas kryzysu, po rozpadnięciu Związku, statek przestał pełnić swoje funkcje. Ja jednak uważam, że nadal się on komunikuje z kosmosem :). Bo niby miano by marnować takie „satelity”?

anteny Kosmonavt Viktor Patsayev Kaliningrad

Ten wyjątkowy statek jest jedyną tego typu jednostką na świecie udostępnioną w muzeum.

Gdy już wszystkim, moim zdaniem, wkręciłem swą teorię o tym, że statek nadal komunikuje się z kosmosem leniwym krokiem ruszyliśmy dalej wzdłuż nadbrzeża. Po kilkudziesięciu metrach spaceru natrafiliśmy na pokaźnych rozmiarów napis RUSSIA 2018 dumnie ogłaszający fakt, że w 2018 roku w Rosji odbędą się Mistrzostwa Świata w piłce nożnej.

russia 2018 mistrzostwa Świata w piłce nożnej

Po udanej sesji zdjęciowej ruszyliśmy dalej i tuż obok napisu wstąpiliśmy do jednego z budynków Muzeum Oceanu, w którym znajduje się niewielkie oceanarium, a raczej kilkanaście akwariów. Wstęp do akwarium jest płatny i kosztuje 150 rubli (9 zł) za osobę, natomiast osoba niepełnosprawna wraz z opiekunem wchodzi za darmo (Dzięki!). Mimo, że akwarium jest niewielkie i nie dorównuje temu, które widzieliśmy na Teneryfie, naprawdę warto tam zajrzeć, zresztą zobaczcie sami.

akwarium w Muzeum Oceanu muszle
akwarium w Muzeum Oceanu ryba
akwarium w Muzeum Oceanu w Kaliningradzie
akwarium w Muzeum Oceanu kolorowa ryba
akwarium w Muzeum Oceanu Kaliningrad
akwarium w Muzeum Oceanu płaszczka
akwarium w Muzeum Oceanu piranie
akwarium w Muzeum Oceanu pirania

Mówią, że woda wyciąga i jak się z niej wyjdzie to chce się jeść. My do wody nie wchodziliśmy, ale samo patrzenie na nią spowodowało, że zaczęło nam burczeć w brzuchach.

Co zjeść w Kaliningradzie?

Teoretycznie będąc za granicą powinno się jeść tutejsze potrawy. My jednak często łamiemy teorię i robimy coś po swojemu. Tak też było i tym razem. Głodni po wizycie w akwarium wybraliśmy się do restauracji o tematycznie związanej z wodą nazwie Shark. Od Krzyśka i Iriny dowiedzieliśmy się, że można tam zjeść najlepszą baraninę w Kaliningradzie. Faktycznie nie mylili się. Jedzenie było pyszne, a szaszłyki baranie mistrzostwo świata. Kolejnym plusem tej restauracji był łatwy wjazd dla osoby na wózku inwalidzkim (jeden niezbyt wysoki próg) i ceny. Za posiłek dla pięciu osób, składający się z dziesięciu potraw i napoi zapłaciliśmy ok. 1500 rubli, czyli w granicach 90 złotych. Moim zdaniem bardzo niewiele. Także polecam Wam restaurację Shark, najecie się do syta za niewielkie pieniądze.

Spacerem ulicami Kaliningradu na zakończenie

W planach mieliśmy jeszcze dużo, ale rozleniwieni posiłkiem postanowiliśmy wszystkie plany przełożyć na kolejną wizytę, a tym razem leniwie pospacerować po parkach i uliczkach Kaliningradu. Nasze pierwsze kroki zaprowadziły nas znów nad wodę, a dokładnie nad bulwar którym dojść można do jednej z większych, historycznych atrakcji Kaliningradu.

bulwar Kaliningrad

Przy wejściu na bulwar Goha dorwała siedzącego na ławce Pana z małpką i sowicie go wycałowała. Czy ja powinienem być zazdrosny? 🙂

Goha całuje posąg

Idąc bulwarem wzdłuż rzekli weszliśmy na most zakochanych. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć dlaczego most ten jest tak nazywany, zobaczcie:

most zakochanych Kaliningrad

Ciekawe do kogo należy ta największa kłódka? 🙂

Po przejściu przez most ukazało nam się to po co tutaj przyszliśmy, monumentalnych rozmiarów Katedra Matki Bożej i św. Wojciecha w Kaliningradzie. Ta zbudowana w 1333 roku gotycka katedra niegdyś była to główna świątynią w Kaliningradzie. Obecnie pełni ona bardziej funkcję centrum kulturowego (muzeum) miasta, jednak nadal odbywają się tam nabożeństwa prawosławne, protestanckie jak i katolickie.

Katedra Matki Bożej i św. Wojciecha w Kaliningradzie

Jednak poza monumentalną i piękną architekturą Katedra, na swoich tyłach, skrywa jeszcze jeden skarb. Jest to mauzoleum żyjącego w latach 1724-1804, całe życie związanego z Królewcem (obecnie Kaliningradem), niemieckiego filozofa profesora Immanuela Kanta. Na pewno warto zajrzeć na zaplecze Katedry aby zetknąć się z miejscem pamięci tego wybitnego naukowca.

mauzoleum Immanuela Kanta w Kaliningradzie

Jednak Kant to nie wszystko. Nieopodal Katedry stoi wyjątkowy, niebieski budynek. Jest to Dom Sovieta. Budynek jest wyjątkowy dzięki swej historii. Otóż niegdyś stał w tym miejscu Zamek Królewski, który wyburzono aby postawić wspomniany Dom. Niestety nowa konstrukcja się z jednej strony zapadła i nie nadawała się do zamieszkania. Dodatkowego smaczku temu miejscu nadaje historia o jego właścicielach. Pierwszy z nich niedługo po postawieniu Domu Sovieta zmarł, a obecny nie wiadomo gdzie jest. Dzięki tym historiom mawia się, że na tym miejscu ciąży klątwa zamku. Z okazji Święta Kaliningradu budynek pomalowano i wstawiono w nim okna, ale nadal nikt w nim nie mieszka.

Dom Sovieta Kaliningrad

Kolejnym punktem naszej leniwej wycieczki był park, w którym chcieliśmy się zrelaksować przed drogą powrotną do domu. Jednak Kaliningrad jest pełen atrakcji, także i to miejsce nie dało nam wytchnienia. Goha szybko znalazła, pokaźnych rozmiarów, portmonetkę, ponoć której dotknięcie zwiastuje nagły przypływ gotówki (Oby!).

portmonetka Kaliningrad

Ja natomiast próbowałem znaleźć, drzemiącą we mnie wirtuozerię.

fortepian Kaliningrad

Na koniec znaleźliśmy pięknie rzeźbione, wysadzane bursztynem drzwi. Pukaliśmy, stukaliśmy, ciągnęliśmy, ale nie chcieli nam otworzyć :(.

wysadzane bursztynami drzwi w Kaliningradzie

Zawiedzeni brakiem odzewu na nasze pukanie, postanowiliśmy spróbować szczęścia w pobliskiej Cerkwi. Tam się udało. Mimo ogromnych, frontalnych schodów okazało się, że na tyle świątyni znajduje się winda przeznaczona dla osób niepełnosprawnych.

Cerkiew Kaliningrad

Niestety wewnątrz, jak to z reguły bywa w takich miejscach, trwał remont. My jednak oddaliśmy się chwili kontemplacji i zapaliliśmy świeczki w intencji wszystkiego, co najlepsze dla naszych bliskich.

remont w Cerkwi
Goha zapala świeczkę w Cerkwi
Kamil zapala świeczkę w Cerkwi

Ja twierdzę, że Bóg jest jeden – to dobro – tylko ludzie go różnie nazywają. Na pewno nas wysłuchał!

Przy windzie do Cerkwi, od Pana pomagającego nam ją obsłużyć, usłyszałem słowa, które dały mi mocno do myślenia. Powiedział: „Wy jesteście Katolicy, prawda?”, spytałem skąd wie, a on: „Bo wchodzicie do świątyni robić zdjęcia. My prawosławni mamy więcej szacunku do naszej wiary” (Zaznaczam, że nie powiedział tego celem obelgi.). Pomyślcie nad tym…

Wracamy do Polski

Na wizycie w Cerkwi zakończyliśmy naszą wizytę w Kaliningradzie i ruszyliśmy w powrotną drogę do domu. Tym razem trafiliśmy na mniejszą kolejkę na granicy, jednak nadal pełną Passatów :).

Na koniec chcielibyśmy z Gohą bardzo podziękować Irinie, Krzyśkowi i Przemkowi, bez nich ta wycieczka by się prędko nie odbyła. Wielkie dzięki i liczymy na powtórkę! 🙂

granica w Grzechotkach od strony Rosji

Podsumowując Kaliningrad

Osoby niepełnosprawne

Jeżeli chodzi o swobodę poruszania się osób na wózku po Kaliningradzie to nie różni się ona od innych odwiedzonych przez nas miast. Chodniki są w większości równe, zjazdy wypłaszczone. Co do cen wejściówek do państwowych atrakcji turystycznych, to na przykładzie Muzeum Oceanu, twierdzę że osoba niepełnosprawna i opiekun wchodzą za darmo.

Ceny

Noc w hotelu (pokój ok. 35 m2) – 130 zł
Śniadanie (3x kawa + 2x omlet) – 30 zł
Obiad dla 5 osób z napojami – 90 zł
200g masła kakaowego – 3 zł
Paczka papierosów – 4-6 zł
Litr whisky – 29 zł
Litr ropy – 2,10 zł 🙂

Bezpieczeństwo

Naszym zdaniem jest bardzo bezpiecznie, nas żadna nieprzyjemna sytuacja nie spotkała. Oczywiście jak wszędzie, czy to w Polsce czy za granicą trzeba mieć głowę na karku i nie pchać się na siłę tam gdzie nas nie chcą.

Moje prywatne przemyślenia

Jeśli ktoś twierdzi, że „Rosja to dzicz” to faktycznie ma rację, Rosja jest dzika w rejonach tundry i tajgi. Jeśli ktoś twierdzi, że „Rosjanie to wieśniaki” to faktycznie ma rację, niektórzy na pewno, podobnie jak Polacy, Niemcy, Hiszpanie czy Japończycy i każdy inny naród na świecie. Jeśli wierzyć w to wszystko oraz dołożyć papkę jaką serwują nam mainstreamowe media to Rosjan i Rosji należałoby nienawidzić. Fakt, jeszcze nieco ponad 25 lat temu nasze stosunki nie były wesołe, jednak teraz gdy porozmawia się i wysłucha zwykłego Rosjanina (takiego jak ja czy Wy), to okazuje się że więcej nas łączy niż dzieli. W końcu nie na darmo w starych encyklopediach, przy definicji normy alkoholu we krwi, pisano: „nie dotyczy Polaków i Rosjan”. Taki mój mały apel: Podróżujcie poznając ludzi, a politykę zostawcie dobrze ukrytą w domu.

Ja do Rosji wróciłem po ponad 20 latach (w latach 90-tych byłem w Kaliningradzie i Moskwie) i powiem Wam, że ogromnie cieszyłem się na ten powrót. Pamiętałem, że Rosja jest pełna paradoksów, ale jednocześnie piękna, ciekawa i posiadająca bogatą kulturę, a ludzie są mili i pomocni. Nic się nie zmieniło, dalej tak jest. To co uległo zmianie to sama Rosja, teraz jest nowocześniejsza i bogatsza. Ja, wspólnie z Gohą na pewno będziemy chcieli do Rosji wrócić i mamy nadzieję, że nie skończymy jedynie na Kaliningradzie.

Film z podróży do Kaliningradu

Zapraszamy na nasze grupy

Samochodem do Chorwacji
Samochodem do Chorwacji
Podróże niepełnosprawnych
Niepełnosprawni podróżują
Urlop w Chorwacji
Urlop w Chorwacji
Toskania grupa
Toskania
Singapur grupa
Singapur
Wszystkie treści masz od nas za darmo! Możesz się nam odwdzięczyć wirtualną kawą.

Podobne wpisy

24 Komentarzy

  1. Świetna relacja, ja na razie na wschodzie byłem tylko i wyłącznie na Ukrainie. Po tej relacji widzę, że jest to niebo, a ziemia. Świetna relacja, fajne zdjęcia oraz ciekawe opisy.
    Gorąco was pozdrawiam.

  2. pieknie to przedstawiliscie, bardzo uroczo i zrozumiale, szkoda, ze wiza musi byc,ale wszystko przede mna

    pozdrawiam was serdecznie i wesołuych Swiat zycze

    Anka

  3. Świetna relacja, trafiłem tu bo chciałem odwiedzić Kaliningrad, tym bardziej że mieszkamy blisko, zwiedziliśmy już tyle krajów a w Rosji nie byliśmy 🙂 Dziękuję autorom i serdecznie pozdrawiam!

  4. cóż z powodu sympatycznych formalności na granicy raczej długo się nie wybiorę
    organicznie też nie lubię Rosjan-stosunku-do-władzy, nie uważam tego za objaw szacunku, a za dupowłażenie…

    szkoda, taką miałem ochotę na spacer Ścieżką Eulera

    ale, niestety, ciągle mam przed oczyma granicę polsko- litewską w miejscowości Berżniki i pokonywanie jej bez jakiejkolwiek asysty tych, co im trzeba: paszportów, wiz, zielonych kart, ankiet po co dlaczego i dlaczego Putin a nie Nawalny…
    w sumie szkoda…

  5. Dziękuję za świetną relację z wycieczki . Nigdy tam nie byłam i dzięki Wam nabrałam ochoty na zorganizowanie w przyszłym roku wyjazdu dla grupy współpracowników (ok. 50 osób) .
    Mam nadzieję, że wszelkie trudności uda się pokonać. Fajnie było by mieć namiar na dobrych przewodników, mogę liczyć na pomoc?.
    Pozdrawiam, Teresa

  6. witam,

    fajna relacja. dom sovetov to byl chyba tlumaczy sie na „dom rad” poza tym rusjanie mowia ze oni go ciagle maluja na niebiesko bo bez farby by sie rozpadl. tylko ona go trzyma. 🙂 bylem tam miesiac czasu w 2009 roku i bardzo mile wspominam ten czas. wlasnie namawiam zone na wczasy tam 🙂

  7. Witam. Byłem tam 3 może 4 razy. Potwierdzam Wasze odczucia dotyczące Rosji i Rosjan. Wszystko inne to stereotypy dawno nie aktualne. Dodam, że mieszkałem i pracowałem w Moskwie oraz dwa razy byłem w Petersburgu. Na początku września wybieram się ponownie jako turysta. Pozdrawiam.

  8. Fajny wpis, ja byłem w Kaliningradzie wraz z przyjaciółmi gdy były igrzyska zimowe w Soczi 🙂 Mozna bylo wtedy latwo przejsc granice z wizą turystyczną 🙂

  9. Bardzo dziękuję Ładna relacja.Bardzo chcę pojechać do Kaliningradu,jeżeli zdrowie i wirus pozwolą pojadę.Zastanawiam się czy z biurem podróży czy indywidualnie?Ile dni na spokojnie trzeba?Brakuje mi Muzeum Bursztynu.?Dużo radości i serdeczności.

    1. Dziękujemy. Jeśli zna się język to fajniej jest samodzielnie, ale jeśli nie to zdecydowanie z biurem. Wydaje mi się, że weekend wystarczy na zwiedzenie Kaliningradu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgodnie z RODO musisz się zgodzić na dodanie komentarza i przesłanie wpisanych danych
Ten formularz gromadzi Twoje imię, adres e-mail, adres strony www i treść, dzięki czemu komentarze mogą funkcjonować na tej stronie. Aby uzyskać więcej informacji, zapoznaj się z naszą polityką prywatności, gdzie uzyskasz więcej informacji o tym, gdzie, jak i dlaczego przechowujemy Twoje dane.
Nie wykorzystujemy danych wpisywanych podczas komentowania do celów marketingowych (np. wysyłka newslettera).